Kolejnym ważnym dniem był czwartek tego samego tygodnia. Był to pamiętny dzień, bo Mama dostała krew i została wypuszczona do domu. Zaskakujące było to, że Mama czuła się bardzo dobrze, sama chodziła. Pamiętam, że tego dnia zrobiliśmy na jej wyjście ze szpitala obiad i podaliśmy go na balkonie, żeby podkreślić wyjątkowość tego dnia. Dużo wtedy było radości, rozmów. To był tez niesamowity dzień, bo odwiedziło nas baaardzo dużo gości- jak nigdy. Przyszli sasiedzi z kwiatami i czekoladkami, Póżniej przyjechał najmłodszy brat mojej babci (mamy mojej Mamy) wraz z żoną. Były to osoby, które normalnie nigdy nas nie odwiedzały. Po takim, pełnym emocji dniu Mama była zmęczona, leżała w salonie, gdzie jeszcze rozmawialiśmy w trójkę z Tatą. To właśnie wtedy odbyła się dyskusja o to do jakiej klasy mam pójść w liceum, bo miałam do wyboru klasę matematyczno-informatyczną i z językiem niemiecki. Zadecydowaliśmy (a głównie Mama), że będzie pójdę do klasy ścisłej. Po tej dyskusji jeszcze usłyszałam od Mamy: co to dzisiaj tyle osób nas odwiedziło?, czy ja umieram?  Ja byłam przekonana, że Mama właśnie wychodzi z choroby, przecież dziś tak dobrze się czuła, a poza tym ona miała taką silną wolę życia, bo przecież miała jeszcze dzieci do wychowania. Szybko zaprzeczyłam jej niedorzecznym pytaniom.

0 komentarze: